sobota, 26 października 2013

POTĘGA WYPARCIA


Spotykam ich codziennie. Jednych znam, innych nie. Niektórzy kiedyś, w chwili największej słabości i bezradności opowiedzieli mi swoją historię. A Ci, których nie znam, swoją historię opowiadają mi mimowolnie - grymasem na twarzy, wybuchem gniewu, przedłużającym się milczeniem lub nienaturalną wesołością, która ma zakryć PRAWDĘ.


Im bardziej walczą z tym, co tak bardzo chce zostać nazwane, wykrzyczane, uwolnione; tym bardziej ich ciała protestują.
Ciało jest mądre, ciała nie oszukasz. Reaguje w sposób prosty i oczywisty na krzywdę, którą odczuwa. Nie zapomina, nigdy. Ty możesz udawać, potęgą umysłu wypierać oczywistości, tworzyć wirtualną rzeczywistość, ale Twoje ciało czuje i zapamiętuje prawdę. Możesz kłamliwie nazywać uczucia, ale tego, co czuje ciało nie zmienisz.
Ból, krzywda, gniew, bezradność, wściekłość, strach - pomimo ogromnej energii, jaką zużywasz na próby NIEODCZUWANIA tych emocji, Twoje ciało rozpoznaje je prawidłowo. I doprasza się przeżycia ich takimi, jakie są. Wydaje Ci się, że jeśli mu, jeśli sobie tego zabronisz, to problem zniknie? Nic z tego. Wszystkie te uczucia, emocje, jeśli nie znajdą naturalnego ujścia, kumulują się w Tobie. I wcale nie odkładają się spokojnie jak stosy wyprasowanej pościeli na półce w szafie. Kotłują się, kipią, domagają się uwolnienia, szukają każdej nadarzającej się okazji, by się uwolnić. Uczysz się bagatelizować sygnały, które wysyła do Ciebie Twoje ciało. Stajesz się KOLEJNĄ osobą, która je krzywdzi. CIEBIE krzywdzi.

Tylko prawda Cię wyzwoli. Ta prawda, której wyciągnięcie na światło dzienne tak Cię przeraża. Ta prawda, która teraz wydaje Ci się czymś najgorszym, nie do zniesienia, niemożliwym do udźwignięcia.
Tak bardzo chciałabym móc Cię przekonać, jak bardzo się mylisz, jeśli tak właśnie myślisz.
Wiem, jak ciężko jest ZACZĄĆ. Wykonać ten pierwszy ruch, a potem kolejne. Nie przestawać pomimo bólu, który momentami powala na kolana i zdaje się nie mieć końca. Pamiętam doskonale ten strach, że gdy zacznę, to utknę w tym na dobre. Strach, że mnie to pochłonie.
Nic podobnego się nie wydarzyło. Było ciężko, czasami niewyobrażalnie ciężko, ale zawsze po tym następowała ulga i świadomość, że posunęłam się o kolejny krok do przodu.
Na końcu tej drogi czeka SPOKÓJ.

Nikogo nie chcę zmuszać do "rozprawiania się" z bolesną przeszłością. Ale jestem przekonana, że bez tego trudno nam, wszelkiego rodzaju DD żyć normalnie. Cena, którą musimy za tę normalność zapłacić jest bardzo wysoka. Ale odzyskujemy w ten sposób rzecz dla nas bezcenną - nas samych.

Dla wszystkich tych, którzy nadal czują przymus szanowania i "kochania" krzywdzących ich rodziców mam temat do przemyśleń. Co Twoim zdaniem POWINNY nieść ze sobą słowa: rodzice, mama, tata? Czy to właśnie dostałaś/dostałeś? Czy naprawdę uważasz, że komuś, kto Cię krzywdzi należy się szacunek i wybaczenie tylko dlatego, że Cię sprowadził na świat?
Źródło zdjęcia: http://zenforest.wordpress.com/tag/prawda/

7 komentarzy:

  1. to nie jest takie proste. Trzeba niesamowitej umiejętności wejrzenia w głąb siebie by dostrzec ten domagający się uwolnienia ból... Wiele lat dokładaliśmy wszelkich starań by go zakopać w głębi świadomości, że wyciągnąć go na światło dzienne często jest wręcz niemożliwym

    OdpowiedzUsuń
  2. A kto tu mówi, że coś jest proste? ;) To droga przez mękę.
    Ale kto jeśli nie my tego może dokonać? Dokonywałyśmy rzeczy niemożliwych dla dorosłych będąc dziećmi.
    Moim zdaniem podstawą wszystkiego jest uznanie siebie samej najważniejszą osobą w naszym życiu. I zajęcie się samą sobą z taką energią, determinacją i pasją, jak potrafiłyśmy zajmować się innymi.
    A ból wcale nie tak trudno odnaleźć. Wystarczy się odrobinę skupić na reakcjach naszego organizmu. Nie ignorować oznak, tylko się nad nimi zastanowić.
    I chyba pora, żeby przestać nadawać rangę rodzicom, którzy są nimi tylko z nazwy.

    OdpowiedzUsuń
  3. mnie największą trudnośc sprawiało i sprawia określenie kiedy ja to JA a kiedy mechanizm obronny...

    OdpowiedzUsuń
  4. ...byłam lojalna na sposób wręcz chory wobec mojej matki...jak zespolona z nią....ona osobowość narcystyczna a ojciec alkoholik.....mam teraz 45 lat..od dwóch lat nie rozmawiam z matką....przeżyłam strach i oglądanie się za siebie, ojciec nie żyje od 23 lat ....dopiero los okrutnie musiał mi pokazać kim oni są - moi rodzice. A ja poturbowana po 18 latach małżeństwa z alkoholikiem..później 5 lat z haremowym logistykiem....On - to znaczy mój haremowy logistyk to wszystko w jednym a więc alkoholik, narcyz, kłamca, kurwiarz....tacy też od paru lat są moi pracodawcy.......najtrudniej wyzwolić w sobie tą złość i wybaczyć sobie, ten toksyczny wstyd....czytam ponownie Wirusa samotności....muszę łopatologicznie i systematycznie czytać, powracać na Twoją i Mai stronę by przetrwać.......

    OdpowiedzUsuń
  5. Ano,
    to, jakich ludzi dopuszczamy blisko siebie - to nasz wybór. Jako dzieci nie mieliśmy możliwości decydowania, teraz ją mamy. Ale by świadomie podejmować takie decyzje - musimy poznać chore mechanizmy, którym dotychczas ulegałyśmy. Gdy to już będzie dla nas jasne, to można rozpocząć zmiany.
    Warto podjąć trudne decyzje. Odnośnie matki, pracy. I powoli robić WSZYSTKO, by ostatecznie się od tych relacji odciąć. Bo one niszczą nas jak rak.

    OdpowiedzUsuń
  6. No i Walkiria powiedziała tu całą prawdę. Ludziom w głowie się nie mieści, że TRZEBA odciąć się od każdej toksyny : od męża - psychola i od rodzonego frustrata ojca oraz alkoholiczki matki też dla własnego zdrowia psychicznego. Wbrew IV przykazaniu . Warto i trzeba. Ja to zrobiłam, odcięłam się na koniec od ojca za namową terapeutki - nie ma że boli. Jestem sama jak palec. Nie - no mam syna ;) I co najśmieszniejsze -życie jest o niebo lżejsze i spokojniejsze. Co do wstydu - nie ma czegoś takiego. Każdy w rodzinie bliższej, dalszej coś ma niezbyt chlubnego i nie na pokaz . Tylko ludzie się do tego nie przyznają po prostu i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgadzam sie z Ana....ja tez musze lopatologicznie ladowac sobie te informacje czytajac slowa kobiet,ktore przez to wszystko przeszly.Mam 46 lat i bylam calkiem zielona jak mala dziewczynka w widzeniu zwiazku,dlatego musialam zaplacic slono za wszystko.Ale gdy czytam Wasze teksty widze szanse na odzyskanie siebie i spokoju swego ducha:)

    OdpowiedzUsuń